Rock w cieniu dyktatury – Rumunia
Miłośnicy dobrej muzyki z Towarzystwa Oświatowego Ziemi Dzierżoniowskiej 31 października uczestniczyli w kolejnej muzycznej podróży. Tym razem jej celem była Rumunia lat 60 i 70. Były to mroczne czasy dyktatury Nicolae Ceausescu.
To postać z jednej strony odrażająca, z drugiej zaś fascynująca, bo przez wiele lat, w oczach Europy Zachodniej uchodził za najbardziej postępowego i liberalnego przywódcę kraju bloku komunistycznego. Dyktator, w późniejszym okresie rządów, wykreował wokół swojej osoby prawdziwy kult jednostki. Nie znosił on muzyki rockowej, podobnie zresztą jak i inni przywódcy krajów Europy Wschodniej. Zwalczał jej jakiekolwiek przejawy uważając, że są one zagrożeniem dla jego rządów, bo niosą ze sobą pragnienia wolności słowa i poglądów. Cenił natomiast muzykę ludową. Rockmeni jednak nie złożyli broni i po pierwszym okresie naśladownictwa The Beatles, udało im się stworzyć oryginalną odmianę rocka, śpiewanego po rumuńsku, z licznymi odwołaniami do folkloru rumuńskiego. Miało to uśpić czujność władz i wszechobecnej cenzury.
W kosmopolitycznym mieście Timisoara zawiązała się grupa Sfintii – Święci (1965r.), nazwa ta w kraju komunistycznym była niefortunna, więc szybko została zmieniona na Phoenix. Zespół nagrał dla rodzimej wytwórni Elektrorecord trzy znakomite płyty, które przyniosły mu zasłużoną popularność w kraju oraz poza jego granicami. Połączył on umiejętnie elementy etniczne z rockiem progresywnym, hard rockiem. W tym samym mieście działała, równie ciekawa, grupa Progresiv T. M. (1972) łącząca rocka z wpływami etnicznymi. W obu zespołach słyszymy flet, skrzypce, ale też gitary elektryczne i syntezatory. Lider Phoenixa – Nicolae Covaci poślubił Holenderkę, co umożliwiło mu wyjazd na Zachód. Po pewnym czasie wrócił i dokonał rzeczy równie niezwykłej jak i niebezpiecznej, która zagrożona była w Rumunii karą śmierci. Przemycił on bowiem kolegów z zespołu przez granicę, ukrywając ich w kolumnach głośnikowych!
Na Zachodzie muzycy imali się różnych zajęć, aż wreszcie postanowili wskszesić Phoenixa. Pojawił się jednak problem, bo nazwą tą posługiwał się już inny zespół, więc przyjęli nazwę - Transsylvania Phoenix i wydali w Niemczech anglojęzyczną płytę. Należy wspomnieć, że pierwsze wydanie na CD płyty Phoenixa ukazało się w Polsce nakładem Wydawnictwa 21. W Bukareszcie działała również bardzo interesująca Grupa Bez Nazwy - F.F.N.
Podczas muzycznego spotkania jego uczestnicy mieli okazję wysłuchać też coverów utworów zachodnioeuropejskich w wykonaniu Mariny Voicy oraz popisy George Zamfira na fletni pana.
I tak rumuński rock odsłonił, za moim pośrednictwem, nieco ze swoich tajemnic.
Sławomir Rodak
Powrót do Wydarzenia 2024