Na końcu świata europejskiego
Dzień 1 (23.09.2024)
Portugalia to najbardziej wysunięty na zachód, ponad 3 razy powierzchniowo i ludnościowo mniejszy od Polski kraj europejski. Państwo portugalskie istnieje od roku 1139. Większa, wschodnia część jest górzysta, zachodni zaś pas nadmorski jest pofałdowany. W tej części, wbrew pozorom, nie jest gorąco, temperatury są tylko trochę wyższe od naszych, oczywiście z wyjątkiem głębokiego południa kraju.
Nasza podróż zaczęła się od komplikacji na lotnisku. Samolot podobno zatankował za dużo i był za ciężki na start. Próbowano rozwiązać problem poprzez różne pomysły, co skończyło się wyładunkiem bagaży i stratą około 3 godzin. Być może problemy były też związane z dziwną strategią marketingową Ryanaira, polegającą na sprzedaży ilości biletów przewyższającej ilość miejsc w samolocie.
W sumie na lotnisko w Porto dotarliśmy z dużym opóźnieniem i program tego dnia nie mógł już być zrealizowany, a bagaże dotarły po dobie.
Odległość z Porto do leżącej na południe Fatimy, pierwszego naszego celu, jest dość duża i dotarliśmy tam po ok. dwóch godzinach jazdy autobusem. Zostało tylko zjeść kolację i przenocować.
Fatima jest niewielkim miasteczkiem, kropką na mapie, a jej sława łączy się za znanymi objawienia maryjnymi z 1917 roku. Zabudowę ma współczesną, nie ma tam starych budynków. Szczyci się też dużą ilością hoteli i położeniem dogodnym dla turystów, dobrym punktem wypadowym do różnych ciekawych miejsc kraju. Leży w pasie nadmorskim, ok. 60 km od oceanu.
Dość ciekawa jest etymologia jej nazwy, takiej samej jak imię córki Mahometa, co nie jest przypadkiem i wiąże się z pewną historią miłosną z czasów obecności muzułmanów na Półwyspie Iberyjskim.