Mistrzowie polskiej satyry powojennej

   Śmiech był zawsze na cenzurowanym. Już starożytny poeta i satyryk Persjusz zadawał w jednej ze swoich satyr retoryczne pytanie: „czy drażnić [...] uszy prawdą jest wygodnie?”, zaś Juwenalis, wymieniając w satyrze rozmaite przejawy zła, dodawał: „Trudno satyr nie pisać”...

  W XVIII w., gdy nastąpił rozkwit klasycznej satyry, N. Boileau przestrzegał: „Powiada się, że satyra jest ponurym rzemiosłem, które podoba się kilku ludziom, a szokuje resztę”. A Krasicki dodawał: „Na złe szczerość wychodzi…”, choć „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi”.

  Wynika stąd, że satyrycy nie tylko czuli się zobowiązani do ośmieszania wad i przywar, ale też liczyli się z konsekwencjami. […] Śmiech, a już szczególnie "ostrze satyry", najczęściej służy krytyce władzy, która ma zwykle wpisany w swoją strukturę genotyp nieprawości. Niestety, to władza też posiadała i posiada narzędzia służące do walki z satyrą. I nieważne, czy władza ma twarz okupanta, szaleńca czy osoby narcystycznej. Wystarczy, że jest autokratyczna, niedemokratyczna, totalitarna, absolutna. I ma świadomość niezgody na zło, jakiego jest rozsadnikiem.

  To dlatego już 18 lipca 1944 r. w Moskwie podjęto pierwsze działania zmierzające do utworzenia instytucji odpowiedzialnych za cenzurę i propagandę na ziemiach polskich! W ‘45 Rosjanie już bez ograniczeń zaczęli tworzyć we wszystkich państwach tzw. „demokracji ludowej” instytucje cenzury, wzorowane na modelu radzieckim. Śmiech był zagrożeniem, bo dawał poczucie wolności i wyzwalał od strachu. Należało więc podporządkować sobie gatunek szczególnie do tego predystynowany: satyrę. A wzorem radzieckim – stworzyć satyrę pozytywną, socjalistyczną, prorządową i podległą cenzurze.

  Ogólnopolski Kongres Satyryków nie miał wątpliwości, że satyrycy nie mają być wybitni, ale posłuszni władzy. Jak widać, życie artystów satyryków w takich okolicznościach politycznych nie było łatwe. Propaganda wyprzedzała ich twórczość w śmieszności. Trudno się dziwić, że „świat Polski Ludowej, której powstanie wykpiwano jako najbardziej nieudane ze wszystkich polskich powstań, dawał do myślenia, choć – nie pozwalał myśleć”; a jeśli już, to tylko zgodnie z doktryną komunistyczną, jak w popularnym w PRL-u dowcipie wykorzystującym cytat z Majakowskiego: Mówimy Lenin, myślimy Partia. Mówimy Partia, myślimy Lenin! i tak już od czterdziestu lat, co innego myślimy, a co innego mówimy! Więc ostatecznie to władza okazała się największym i najbardziej ponurym satyrykiem tamtych czasów. Nawet Mrożek by tego nie wymyślił.

    JWP