Dobry wieczór we Wrocławiu cz.2

 Ani się obejrzeliśmy, a minęły 2 miesiące od lutowego wykładu Sławomira Rodaka o wrocławskich zespołach rockowych – i 13 kwietnia mogliśmy usłyszeć II część ich historii. Tym razem na ekranie widniała okładka płyty zespołu Nurt, a z głośnika popłynął „najspokojniejszy” z nagranych na tej płycie przebojów tego zespołu, czyli „Będziesz panią w moim piekle”.

  Dowiedzieliśmy się o perypetiach zespołu podczas pracy w studiu nagraniowym (bo „grali za głośno”, włosy mieli „za długie”, a „sprzęt” nie najlepszy), że szwedzka gitara Fender kosztowała ich 3 pary butów do konnej jazdy, że na okładce płyty znalazł się obcy muzyk, a w ogóle to „cud, że się udało”, bo np. utwór „Holograficzne widmo” pojawił się na tej płycie bez ścieżki wokalnej. Jako przykład „płytowych” perypetii zespołów poznaliśmy też historię okładki nagranej przez Skaldów płyty „Szanujmy wspomnienia”.

  Potem wysłuchaliśmy fragmentu innego utworu Nurtu – „Synowie nocy” (z partią solową graną na przywiezionym z Nepalu sitarze). Zadziwiła i rozbawiła nas historia kontraktu Nurtu na koncerty w NRD – w tamtejszej telewizji i w ogrodzie zoologicznym (!).  A potem była mowa m.in. o innych wrocławskich zespołach: Porter Band  (i jego płytach), Stalowy Bagaż (i jego nagraniach z Izabelą Trojanowską – wszyscy przytupywaliśmy w rytm refrenu „Podaj cegłę”!), Easy Rider, Recydywa Blues Band (wysłuchaliśmy „PKP”), Klaus Mitffoch (razem z Lechem Janerką nuciliśmy „Jezu jak się cieszę” i „Konstytucję”) oraz Blade Loki (duże wrażenie wywarł głos ich solistki Agaty Polic w piosence „Toxic”).

  Kto był, to odmłodniał, a kto nie był, to… nie poznał np. tajemnicy czerwonych i niebieskich krążków na winylowych płytach.

JS