Samotność dobra i zła (w życiu i literaturze)

    „Z samotnością trochę jest tak, jak z cholesterolem. Jest ta dobra samotność i zła samotność. Ja lubię korzystać z tej dobrej samotności. I wtedy bardzo często uciekam do takich miejsc, gdzie mogę się ukryć”. Na taki rodzaj samotności mogą sobie pozwolić artyści, myślimy sobie. Ale samotności są różne. Tak jest w naszym życiu i tak je pokazuje kultura.

    Pięknie samotny wydaje się „Myśliciel” z rzeźby Augusta Rodina, symbol intelektualnego wysiłku; tragicznie samotny wydaje się być mitologiczny Syzyf, skazany na nieustające wtaczanie na górę ogromnego głazu, który za chwilę znowu się stoczy; samotny inaczej jest zakochany w sobie Narcyz pochylony nad taflą wody: podziwia swoją urodę i kocha beznadziejnie swoje odbicie. O trudnej samotności mówi historia staruszki z wiersza Różewicza, która ubrana w sukienkę w groszki, wyszła z domu i nie wróciła… „Ktokolwiek wie…”. Bo samotność jest egalitarna, bez wieku, bez wykształcenia i konta w banku.

    Na samotność skazuje indywidualnego człowieka choćby państwo totalitarne, znane nam dobrze z antyutopii Orwella. Lub katastrofa statku, którym podróżował Robinson Crusoe, lokująca go w sytuacji obcej kulturowo, społecznie, cywilizacyjnie. Paradoks tych dwóch samotności polega na tym, że Robinson nie może nic nikomu powiedzieć, bo jest sam. Winston z powieści „Rok 1984” nie może nic powiedzieć, bo nie jest sam.

    Samotność jest zakodowana w każdym z nas, mówi psychologia. Bo jesteśmy odrębni, indywidualni i swoiści. Słowo samotność wywodzi się zresztą od wyrazu sam i oznacza pojedynczość. Trzeba zatem włożyć trochę wysiłku, aby odejść na jeden krok od swojego „ja”, by zauważyć „ty”…  

    JWP