Romania czyli Rumunia

Dzień 1 - 16.09.2023

Dojazd autokarem na miejsce odbył się w dwóch etapach. Wyjechaliśmy nad ranem, kierując się na Kraków, przekroczyliśmy granicę ze Słowacją w Jurgowie i po kilku godzinach dotarliśmy na Węgry. Jazdę po tamtejszym płaskim terenie zakończyliśmy w Debreczynie (dość blisko granicy z Rumunią), gdzie przenocowaliśmy.
Rumunią jest stosunkowo młodym bytem państwowym, powstała dopiero w II połowie XIX w. Wcześniej na tamtym terenie istniało kilka księstw, zależnych od Węgier i Turcji, a część terenów należała wprost do Węgier. Patrząc na sprawy w wielkim skrócie, można powiedzieć, że jednoczące się narody łączyła kultura, w szczególności zaś język, który pochodził od Rzymian.

Dzień 2 - 17.09.2023

W niedzielny poranek przekroczyliśmy granicę. Kraj nie znajduje się w strefie Schengen, więc trochę to trwało, niemniej i tak stosunkowo szybko dotarliśmy do niedalekiej, 200-tysięcznej Oradei, pierwszego z miast Siedmiogrodu (inaczej: Transylwanii). Cała ta wyżynna kraina jest ze wszystkich stron zamknięta pasmami Karpat. Nie zawsze Oradea jest zaliczana do Siedmiogrodu, co trzeba dodać dla porządku.

Spacerujemy w kierunku rynku, mijając odbywającą się akurat część biegu maratońskiego. Oglądamy zabytkowe budynki, na ogół secesyjne, barokowe, czy klasycystyczne, w każdym razie w średnim wieku historycznym. Mamy wbudowany w pierzeję kościół św. Anny oraz monumentalny, klasycystyczny Teatr Państwowy. Przechodzimy przez most na rzece Kirsz Szybki, a potem obok remontowanej, sporej synagogi z kopulastą wieżą, by ostatecznie wejść na płytę rynku. Oglądamy jego zabudowę i wchodzimy do trójramiennego, wysokiego pasażu z przezroczystym dachem (pasaż handlowy Pasajul „Vulturul Negru”). Przypatrujemy się też z zewnątrz prawosławnemu kościołowi (wewnątrz trwała msza) Biserica cu Lună, z mechanizmem zegarowym wskazującym fazy księżyca (barok, 1784–1790).

Potem jedziemy (ponad 150 km na południowy wschód) do stolicy Siedmiogrodu, drugiego co do wielkości miasta Rumunii - Cluj-Napoki [kluż-napoki]. Choć miasto jest długie (25 km) i rozległe, zabytków nie jest tam dużo. Idziemy ulicami w centrum, napotykając w szczególności katedrę greko-katolicką w kolorze khaki, oraz kościół franciszkański i dom urodzenia króla węgierskiego Macieja Korwina. Wchodzimy do stojącej na środku rynku okazałej, gotyckiej katedry rzymskokatolickiej św. Michała. Wewnątrz jest ona zdecydowanie mniejsza i surowa w wystroju. Poza programem, w czasie wolnym warto było jeszcze odwiedzić dwie świątynie wschodnie: pierwszą wbudowaną w pierzeję rynku, greko-katolicką oraz prawosławną katedrę metropolitalną zajmującą spory plac, na którym znajdują się też stragany z pamiątkami. Obie mają przytulne, niezbyt duże wnętrza. W metropolitalnej wielki żyrandol jest tymczasowo podparty konstrukcją metalową.
Po przerwie idziemy wzdłuż budynków uniwersytetu, po czym dochodzimy do fragmentu murów obronnych i w ten sposób kończymy pierwszy dzień zwiedzania.