Aleksander Fredro - staroświecki czy współczesny?

  Na początek uprzedzę, że pytanie zawarte w temacie jest retoryczne, czyli jest jedynie prowokacją, dzięki której porozmawiamy dzisiaj o fenomenie Aleksandra Fredry. A jest o kim mówić: i w kontekście biografii naszego komediopisarza, i w kontekście jego twórczości. No i rok 2023 jest obwołany Rokiem Fredrowskim, więc jest okazja, by do tego nietypowego romantyka powrócić. I stąd owo niepotrzebne, a może okolicznościowo potrzebne pytanie: dzieło Fredry staroświeckie czy wciąż aktualne? (…)

  Zwłaszcza, że nasz polski Molier nie wpasował się ani biografią (żył długo, nie umarł na suchoty…), ani poetyką i gatunkami wszak komedii bliżej do kultury śmiechu niż żałoby... (…) Argumentem koronnym za współczesnością Fredry jest ŚMIECH. Komiczny, czasem uszczypliwy, ale śmiech. A śmiech się nie starzeje, powody do śmiechu też. A z kogo się śmiejemy? Wiadomo, sami z siebie. I to jest zdrowe. Dla przepony, układu krążenia i dla nerwów. I to nie tylko dla nas odbiorców sztuki Fredry, ale i aktorów.

  „Grać w sztukach Fredry (jak pisała w jednym ze swoich felietonów aktorka Joanna Szczepkowska), to jak wsiąść na dobrego konia. Po zdrowym galopie człowiek jest mokry, umęczony, zdyszany, ale szczęśliwy. No właśnie, szczęśliwy”. I zadała retoryczne pytanie: „Czy poza Fredrą istnieje w Polsce dramaturg, który ma na koncie szczęśliwego widza?” (…)

Dlatego oglądajmy Fredrę! Śmiech bez kontekstów i zobowiązań jest zdrowy. Bo rozładowuje napięcie. Do nas należy decyzja, czy (jaki pisze K. Poklewska) wybierzemy romantyczne dzieła prowadzące nas „na cmentarze i do krypt kościelnych… mieszające jawę ze snem”, czy komedie, farsy i groteski.

    Cieszmy się z Fredrą światem, zawiłościami losu i nadzieją na narodową zgodę, nawet jeśli się wydaje, że Opatrzność w tej kwestii już zrobiła, co mogła...

  JWP