Zdrada to niesłychana czyli o zawiłych ścieżkach miłości w literaturze pięknej.
Dawno temu, ktoś słysząc, co jest tematem wykładu, zawołałby: O tempora, o mores! Jeszcze w XX wieku był to temat tabu w wielu środowiskach. Od podjęcia tego tematu powstrzymywała mnie przez czas jakiś nie pruderia, ale statystyka. Wynika z niej, że współcześnie „cztery na pięć polskich związków małżeńskich lub partnerskich doświadczy zdrady''. Czyli mówiąca ten wykład z prawdopodobieństwem graniczącym niemal z pewnością, sama może być bohaterką swojej wypowiedzi (…).
Mówienie o motywie zdrady w literaturze, zwłaszcza czasów minionych, nie jest łatwe, gdyż zmieniła się i definicja zdrady, i jej postrzeganie i ocena. Oto w jednym z grudniowych wywiadów w GW autorytet w dziedzinie psychologii oświadcza znienacka, że romans nie jest zdradą, genetycy informują, że kod genetyczny człowieka zawiera sekwencję nukleotydów kwasu nukleinowego-DNA skazującą nas na nieuchronną poligamię, psycholodzy nazywają flirt – kiedyś zabawę towarzyską – zdradą lojalności… Gdzie tu miejsce na dramaty: panią, która zabiła (najpierw zdradziwszy) pana w balladzie Lilije, Madame Bovary i Annę Kareninę, córki ojca Goriota, Barbarę i Bogumiła z "Nocy i dni" i niewinnych - choć wiarołomnych - bohaterów Dziejów Tristana i Izoldy?
Odpowiem tak: dobra literatura, choć nie musi mieć ambicji podręcznika psychologii, wtajemnicza nas w tajniki zdrady skuteczniej, niż myślimy. Czasami obnaża nasze własne emocje, tajemnice, potwierdza powody zdrady, pokazuje niebezpieczeństwa i zawiłości ludzkich uczuć. Ale też traktuje temat lżej, jak czyni to Boccaccio w niektórych swoich opowiadaniach (Dekameron) czy Katarzyna Grochola w swoich powieściach. I to jest w każdej literaturze najpiękniejsze, że daje wrażenie różnorodnej prawdy bezsprzecznej...
JWP