Wyjazd do Ząbkowic Śląskich i Kopalni Szklary

Co słychać w sąsiednim powiecie? Sprawdzaliśmy to podczas wycieczki do Ząbkowic Śląskich i Szklar. Dzisiejsze Ząbkowice zostały założone około roku 1280 pod nazwę Frankenstein, przetrwałą aż do 1945 roku.
Zwiedzanie w dwóch grupach rozpoczęliśmy od Krzywej Wieży oraz muzeum o nazwie "Izba Pamiątek regionalnych". 34-metrowa, kwadratowa Krzywa Wieża jest odchylona od pionu 2,14 m, co stawia ją w europejskiej czołówce. Ani czas jej budowy, ani przeznaczenie, ani powody pochylenia - nie są dokładnie znane. Przypuszczalnie był to początek XV wieku i była ona częścią zamku. Zdaje się jednak przeważać hipoteza, ze była częścią bramy wjazdowej do miasta. Dwie cechy są  wyraźnie widoczne: część dolna (10 m) jest zbudowana z kamienia, a pochylenie nie jest prostoliniowe lecz łukowe. Górna część była dawniej drewniana. Obecnie jest ceglana i od ok. 2/3 wysokości jest nieco mniej pochylona niż cześć dolna, z czego wynika, że dobudowano ją na już pochylonej części dolnej. Pierwsza dobudowa miała miejsce z początkiem XVI w., kiedy to wykonano również ganek (1507 r.) łączący ją z położonym tuż obok kościołem. Przez pewien czas (od 1523 r.) była jego dzwonnicą. Pożar z 1868 roku zniszczył wnętrze i część górną. Potem wieżę odbudowano i w 1860 roku powtórnie zawieszono dzwony. Zwieńczono ją też ozdobną attyką. Pod koniec lat 60, XX w. rozpoczęto znów remonty i adaptację do ruchu turystycznego. Pierwsze pochylenie zaobserwowano w roku 1590 i przypuszcza się, że było spowodowane ruchami tektonicznymi, choć mogło też na to wpłynąć niedopracowane posadowienie, jako że inne budynki pozostały w normalnej pozycji.
Po teoretycznym "rozpracowaniu" wspięliśmy się po 139 schodach na samą górę. Dobrych kilka lat temu był tam taras widokowy, dach wieży miał postać małego placu. Obecnie jest zabudowany. Wykonano niski, blaszany dach czterospadowy, z krzyżem na szczycie. Wokół dachu biegnie chodnik, z którego ogląda się otoczenie na cztery strony świata. Na pośrednich kondygnacjach wieży zlokalizowano dwie małe wystawy: plansze z historią wieży oraz "izbę tortur".
    W Izbie Pamiątek Regionalnych najpierw obejrzeliśmy film przybliżający legendę Frankensteina. W roku 1606 w mieście wybuchła epidemia dżumy. O jej spowodowanie posądzono grabarza, którego skazano na okrutną śmierć. Warto przypomnieć, że z podobnym przypadkiem spotkaliśmy się w Górze (gdzie też byliśmy na wycieczce), widocznie więc grabarz w takich sytuacjach nierzadko stawał się kozłem ofiarnym. Fantazja ludzka nie zna granic, posądzano  go o najwymyślniejsze czyny, m.inn. o manipulowanie zwłokami i wyrabianie z nich leków (to ostatnie miało pewne zakotwiczenie w świecie realnym, gdyż w owym czasie istotnie robiono leki ze zwłok). Dwieście lat później inspirowana tymi opowieściami angielska pisarka Mary Shelley stworzyła postać szalonego naukowca, który z różnych fragmentów ludzkich ciał tworzy sztucznego człowieka, praktycznie potwora. W okresie romantyzmu tematy z zakresu życia pozagrobowego były normą (porównajmy choćby "Dziady" Mickiewicza). W taki to sposób nazwa miasta przeistoczyła się w nazwisko  naukowca, a wreszcie w samo jego dzieło. W kolejnej sali znajdują się pamiątki związane z powstaniem  wymienionej powieści, a w podziemiach "Laboratorium Frankensteina".
    Po wyjściu z tego muzeum przeszliśmy do zamku. Przez wiele lat był on ruiną, choć cyklicznie odbywały się tam różne imprezy. Obecnie jest częściowo udostępniony zwiedzającym, choć jest raczej posprzątany niż odbudowany. Zamek jest stary,  pierwsze wzmianki mówią o roku 1321. Jego koleje losu były skomplikowane, jak to zwykle bywało z zamkami. Dość krótki okres świetności miał miejsce na przełomie XVI i XVII wieku, kiedy to funkcjonował jako renesansowa  rezydencja książęca. Do wewnątrz weszliśmy furtą dla pieszych znajdującą się obok bramy wjazdowej. Za sienią, po lewej  stronie znajduje się wielka zamkowa sala, wciąż bez sufitu i dachu, choć widać tam pręty zbrojeniowe wbite w latach 90. XX wieku.
Stamtąd poprzez  mniejsze sale i korytarze wyszliśmy na obszerny (37x37 m) dziedziniec zamkowy. Widzimy tu wieżę bramną (przez którą wchodziliśmy do zamku) oraz wieżę zegarową, gdzie na resztkach tynku zachowały się ślady boniowania - nacinania tynku naśladującego budowlę z kamienia (w rzeczywistości wieża jest ceglana).
Potem wspinamy się po schodkach, zmierzając antresolą i meandrującymi korytarzami do dwóch małych komnat (użytkowalnych). W jednej wita nas sentencja: hominis est errare, insipientis in errore perseverare; czyli: “ ludzką rzeczą jest błądzić, głupców rzeczą trwać w błędzie”. Prowadziła nas przewodniczka, wiec ani jedna ani drugie nie mogło się zdarzyć, niemniej sentencja jest na czasie.
Następnie krużgankiem (odkrytym) dochodzimy do miejsca chyba najciekawszego, południowej bastei, czyli częściowo wysuniętej z muru obronnego baszty. Jej zwieńczenie ma obecnie kształt okrągłego dziedzińca, a ze względu na wysokość można stamtąd oglądać panoramę sporej części zamku a nawet miasta. Po zejściu stamtąd udaliśmy się do północnej części zamku, gdzie znajdowała się m.inn. sypialnia księcia. Tam też zeszliśmy  do zamkowych podziemi. Maja one postać szerokiego korytarza z masywnymi łukowymi sklepieniami.
    Następnym zwiedzanym obiektem była cerkiew p.w. św. Jerzego. Leży ona w uczęszczanym miejscu, na skrzyżowaniu prowadzącym z rynku w kierunku Nysy, ale nie rzuca się w oczy, gdyż jest wbudowana w ciąg budynków. Stanowi ona pozostałość dawnego katolickiego kościoła szpitalnego. Z ulicy wchodzi się na dziedziniec, obecnie pusty i dopiero tam znajdujemy wejście do niewielkiej (ok. 6,5 m szerokości i nieco więcej długości) cerkwi. Budynek, choć niski, ma z boku przypory, które są zapewne pozostałością po dawnym gotyckim kościele.
Wewnątrz mamy typowe wyposażenie, z ikonostasem i umiarkowana ilością ozdób. Odkryto tam dwa freski datowane na koniec XIV wieku. Jeden przedstawia cykl pasyjny (sceny związane ze śmiercią Jezusa, na sąsiadujących obrazach), drugi - walkę św. Jerzego ze smokiem obserwowaną z krużganka przez parę królewska i dworzan. Freski są wyblakłe ale czytelne.
Na środku ząbkowickiego rynku znajduje się zgrabny, gotycki (ściśle - neogotycki) ratusz. Najstarsza wzmianka o nim pochodzi z roku 1335, ale był kilka razy niszczony i odbudowywany. Wewnętrzne wyposażenie jest współczesne, można go więc podziwiać tylko z zewnątrz.

    Po godzinnej przerwie pojechaliśmy do pobliskich Szklar, gdzie znajdują się pozostałości dawnej kopalni niklu. Powstała ona w roku 1890. Metal ten produkowano tam z miejscowej rudy, z przerwami, do 1983 roku. Obecnie znajduje się tam tylko podziemna trasa  edukacyjna. Weszliśmy na nią typowym górniczym chodnikiem z betonową obudową łukową. W tych okolicach, a więc również w kopalni, występują kamienie szlachetne a ich obserwacja była głównym celem spaceru ta trasą. Dalsza część chodnika jest wydrążona w skale i nie obudowana, co pozwalało na  oglądanie żyłek kamieni w głównej skale - serpentynicie. Jony niklu maja kolor zielony, tak więc minerały takie jak chryzopraz, będący pod względem chemicznym krzemionką z domieszka niklu, tym się właśnie wyróżniają.  Widzimy też inne minerały, na przykład opale, które w sensie chemicznym też są dwutlenkami krzemu (krzemionka), a zabarwienie zależy od niewielkich domieszek soli różnych metali. Żyły minerałów mają głębokość podobno 30-40 cm. Ich wygląd w takim rodzimym stanie nie jest imponujący, uzyskują go dopiero po obróbce jubilerskiej.
Na końcu trasy spotykamy wystawę minerałów (chryzoprazy, pimelity, opale, również magnezyty), z reguły w postaci sporych brył. Można było też kupić (mniejsze) obrobione lub surowe.
Na powierzchni można było zobaczyć trochę zabudowań po dawnej kopalni.
 
Janusz Mirek

 

Powrót do Wydarzenia 2019