Wyjazd do Kopalni Wiry

 Magnez jest jednym z najbardziej rozpowszechnionych w skorupie ziemskiej pierwiastków. Jego minerały to m.in. magnezyt i dolomit. Ten drugi jest węglanem wapniowo-magnezowym, zaś pierwszy - węglanem magnezu.
W Polsce minerał ten występuje tylko w naszym rejonie (na Dolnym Śląsku) i ze względu na liczne zastosowania przemysłowe jest wydobywany w kopalniach. Właściwie obecnie działa tylko jedna z nich, w Braszowicach/Grochowej koła Barda. My zaś zwiedziliśmy nieczynną już kopalnię w Wirkach, w której urządzono trasę turystyczną. Miejscowość jest położona niedaleko góry Ślęży.
Znalezienie obiektu nie jest łatwe, chyba że wpadnie się na nieskomplikowany pomysł by kierować się w stronę hałd. Jest to mniej więcej na granicy Wirów i Wirek.
Wszystkie źródła internetowe podają, że kopalnię założono w roku 1959, natomiast enuncjacje naszego przewodnika wskazują na koniec XIX wieku. Zakończenie wydobycia przypada na środek lat 90. i było spowodowane podobno konkurencją ze strony Słowacji. Obecnie kopalnia znajduje się w rękach prywatnych.
Przed zwiedzaniem otrzymaliśmy kaski ochronne z latarkami czołowymi. Jedno i drugie jest przydatne, gdyż stropy w niektórych miejscach obniżają się, a oświetlenie jest słabe. Stężenie tlenu jest tam podobno wyższe o 8%, ale tego nie odczuwaliśmy. W powietrzu obecny jest też radon. Temperatura wewnątrz wynosi ok. 15 °C, więc w okresie zimowym można ją uznać za komfortową.
Najpierw zeszliśmy dość wąskim chodnikiem na 3. poziom, znajdujący się na głębokości 40 m. Obok niego (odgrodzone) biegną szyny do transportu urobku. Stropy i ściany są na ogół zabezpieczone stalowymi belkami i stemplami oraz siatkami. Głównym minerałem tworzącym ściany jest serpentynit, chemicznie - krzemian magnezu. Jest go tam około 40 odmian. W wyniku przeobrażenia (metasomatycznego) tego minerału powstał magnezyt, w postaci białych żył. Jak się można łatwo domyślić, gorąca woda z dwutlenkiem węgla przesączała się przez złoże serpentynitu, mocniejszy kwas (węglowy) wypierał słabszy (krzemowy) i w ten sposób krzemian przechodził w węglan. Woda wynosiła też ze środowiska tworzący się kwas krzemowy, co pozwoliła na uzyskanie względnie czystego węglanu. Tak zapewne funkcjonowała darmowa fabryka, napędzana siłami natury. Jedną z takich sporych (a były też mniejsze) żył widzieliśmy na ścianie. Oczywiście tylko dostatecznie duże opłaca się eksploatować. Używano do tego materiałów wybuchowych, jak w typowym górnictwie.
W wyniku różnych procesów geologicznych tworzą się też inne minerały. Nieco dalej spotkaliśmy w miejscu odłupania skały niebieski chalcedon. Barwę minerałom nadają niewielkie domieszki związków różnych metali. Chalcedon, będący tlenkiem krzemu, powinien być - gdyby był całkiem czysty- bezbarwny lub biały, jak to kwarc (tlenek krzemu).
Oprócz tunelu głównego w kopalni są też tunele boczne. Przechodziliśmy obok wylotu jednego z nich, zamurowanego (przez Niemców, jak mówił przewodnik), liczącego podobno 7 km. Dalej widzieliśmy wciągarkę linową, używaną do wyciągania wózków z urobkiem na zewnątrz.
Wewnątrz kopalni wózki przesuwało się ręcznie, po szynach. Próbowaliśmy, nie było to bardzo trudne. Parametry powietrza były monitorowane i zapisywane kredą na tablicach, które nadal istnieją. Dziś stosuje się czujniki z odczytem zdalnym. Zeszliśmy jeszcze na najniższy, 4. poziom, na głębokość 96 m. Tu z kolei spotykamy transformator, zapewniający niskie, bezpieczne napięcie do napędu urządzeń.
W kopalni jest dużo wody, na tyle że wciąż musi być wypompowywana, aby nie dopuścić do zalania. Przechodziliśmy koło pompy, wykonującej tę robotę. Drogę powrotu wody znaczy charakterystyczna, podwieszona, niebieska rura. Właściwie prawie cały czas wzdłuż naszej drogi płynął mały strumyk. Trochę niżej znajduje się źródło. Przez kilka lat tutejszą wodę butelkowano i sprzedawano w sklepach. Obecnie myśli się o wznowieniu tej produkcji.
Woda wpływa do bocznego tunelu, w którym tworzy rzekę na tyle dużą, że planowane jest uruchomienie spływów łódkami. Z najniższego poziomu wykonano skrótowe przejście na wyższy, w postaci chodnika o dużym nachyleniu (44°), co dziś uważa się za błąd konstrukcyjny. W każdym razie, o ile używano go do wyciągania urobku, nie odważono się spuszczać wózków w dół. Skorzystaliśmy z tego tunelu "czasoprzestrzennego" (zaoszczędziliśmy czas i drogę) i wyszliśmy na poziom trzeci. Tu spotykamy trochę rozgałęzień tuneli. Podobno ma też być otwarta dłuższa, 15-kilometrowa trasa turystyczna. Gdyby szła w naszą stronę, moglibyśmy wyjść w Dzierżoniowie, ale jednak złoża wybrały inny kierunek. Ale w jakimś momencie byliśmy, na pocieszenie, na poziomie kościoła w Wirach. Ostatecznie wyszliśmy na powierzchnię tą samą drogą, którą wchodziliśmy.

Podobno w dalszej części kopalni znajdują się szmaragdy i myśli się o ich wydobywaniu. Rozpoczęto też produkcję metalicznego magnezu w postaci blachy. Przed wejściem do kopalni tłoczą się różne nowe urządzenia. Właściciele mają wiele różnych pomysłów, niekiedy sprzecznych.

Gdyby bowiem wznowiono wydobycie, trasa turystyczna zostanie zamknięta. My na wszelki wypadek już ją zaliczyliśmy.

Janusz Mirek

 

Powrót do Wydarzenia 2019