Wycieczka do Czech
Czechy środkowe były celem naszej kolejnej wyprawy do tamtejszych zamków. Tym razem odwiedziliśmy obiekty leżące blisko siebie (po 20-25 km), ok. 40-50 km na południe od Pragi.
Pierwszym ze zwiedzanych zabytków był klasztor w Sazavie. Nie jest to przeciętny klasztor, gdyż jego historia wiąże się z obrządkiem słowiańskim w Kościele Katolickim (Rzymskim). Po przełożeniu na język powszechnie zrozumiały oznacza to stosowanie języka narodowego w czynnościach religijnych kapłanów. Wydawałoby się że nic prostszego, ale rzeczywistości była bardziej skomplikowana. Początki obrządku słowiańskiego to druga połowa IX w. oraz działalność chrystianizacyjna Cyryla i Metodego. Uznaniem przez papieży cieszył się jakieś 20 lat, potem był potępiany lub ograniczany. Według legendy założenie klasztoru o charakterze słowiańskim miało miejsce w 1032 roku (współczesny napis na klasztornej tablicy mówi o I połowie XI w.) z nicjatywy późniejszego świętego - Prokopa. W sumie jednak taka działalność, choć owocna, była w skali historycznej incydentalna i już po około 60 latach księgi zostały spalone, mnisi wypędzeni oraz wprowadzono obrządek łaciński. W XI wieku przy klasztorze zbudowano romański kościół, potem przebudowany na gotycki. Historia klasztoru była burzliwa, z klęskami i powrotami. Ostatecznie został on w XVIII w. zlikwidowany. W XIX zaś wieku pozostałości przebudowano na pałac, w duchu klasycystycznym.
Obecnie kościół jest w remoncie, zaś główny, jednopiętrowy budynek klasztorny został zrewitalizowany z zachowaniem klasycystycznego wyglądu, z tympanonem. Zwiedzaliśmy jego wnętrze, gdzie mieści się muzeum. Wysłuchaliśmy historii klasztoru i obejrzeliśmy plansze pokazujące opracowany i wprowadzony do liturgii przez Cyryla i Metodego alfabet: glagolicę, oparty na alfabecie słowiańskim. Jego litery są dość skomplikowane, bardziej podobne do symboli. Cyrylica, w którą glagolica wyewoluowała, ma już litery dużo prostsze. Przeszliśmy korytarzami klasztoru gdzie oglądaliśmy freski o tematyce religijnej, umieszczone na sufitach. W niektórych miejscach są one dopiero pieczołowicie odsłaniane spod warstwy tynku. Szczególnie jeden był dość ciekawy, gdyż przedstawia diabła zaprzężonego do pługa i poganianego batem przez duchownego. Trzeba przyznać że byłoby to idealne rozwiązanie problemu diabła. Przeszyliśmy przez wewnętrzny dziedziniec i zeszliśmy do gotyckiego kapitularza ze sklepieniami krzyżowymi, dużymi oknami oraz malowidłami na sklepieniu i ścianach. Jeden z fresków, przedstawiający Matkę Boską karcącą 5-letniego Jezusa, jest uważany za unikatowy. Na zewnątrz, w ramach klasztoru, znajduje się niewielki park, w którym widzieliśmy zarys fundamentów starszego, XI-wiecznego kościoła.
Potem przyszedł czas na zwiedzanie zamków, a właściwie pałaców powstałych na ich bazie. Z reguły standardowa historia zamku to budowa w stylu epoki, w praktyce - romańskim lub gotyckim, potem przebudowa na styl bardziej reprezentacyjny a mniej obronny, czyli na renesansowy lub barokowy, gdzieś w międzyczasie pożar albo zburzenie w walkach (niewiele uszło temu losowi) i odbudowa. W związku z zanikiem walorów obronnych (czego przyczyną było doskonalenie broni) zamki stopniowo przemieniały się w pałace. Te, które nie zostały opuszczone, były też w XIX i XX w. przebudowywane na któryś z historycznych stylów lub ich mieszaninę (wtedy mamy przedrostek neo-). Wprowadzano też wynalazki techniczne takie jak centralne ogrzewanie, łazienki, ciepła woda, windy.