Dzień siódmy i ósmy (31.08 -01.09.2018)

I nastał potem dzień przedostatni, kiedy to wyruszyliśmy na południowy zachód, w kierunku Batumi. Ruch na tej trasie był większy niż na innych. Gdyby kształt mapy Gruzji porównać z żółwiem, to jego wyciągniętą szyją byłaby Abchazja, w grzbiet wcinałaby się Osetia (obie nie kontrolowane przez Gruzję), zaś w dolnej części piersi leżałoby Batumi.
Jadąc, można było oglądać typowe gruzińskie domy jednorodzinne, na ogół jednopiętrowe ale dwukondygnacyjne, gdyż na niskim parterze zwykle znajdują się podcienie, a za nimi dopiero pomieszczenia mieszkalne. Oczywiście nie wszystkie są jednakowe. Dachy są 4-spadowe, dość płaskie.
Po pewnym czasie droga zbliża się do morza (Czarnego). Mijamy miejscowość Ureki, z magnetycznym piaskiem, który zepsuł już niejeden telefon.
W czasie krachu gospodarczego upadły też plantacje herbaty w okolicach Batumi i wydawało się, że pozostaną tylko w znanej piosence, ale okazuje się, że powoli są odtwarzane. Jest tam bardzo sprzyjający im klimat, wilgotno i duża ilość opadów. Po pewnym czasie zaczynają się wyłaniać nowoczesne wieżowce zbudowane w Batumi nad zatoką. Dojechawszy do miasta (ok. 140 km), zaczęliśmy je zwiedzać. Jest duże, trzecie co do wielkości w Gruzji. Przeszliśmy przez centrum, gdzie dominują nowe lub odnowione budynki i palmy na ulicach, po czym skierowaliśmy się deptakiem w kierunku plaży. Nie jest ona zbyt przyjazna, gdyż jest kamienista, ale woda jest ciepła i głęboka (od głębokości pochodzi nazwa miasta). Niestety tylko nieznaczna część naszej grupy pływała, choć warunki były znakomite: ciepło i lekko pochmurnie, małe fale, biała flaga i brak ratownika. Dla usprawiedliwienia można dodać, że mało było też pływających przedstawicieli innych nacji, taki znak czasu. W ogóle tego dnia było bardzo mało ludzi nad morzem, na plaży i na promenadzie, chyba był to efekt zmiany turnusów. W ramach czasu wolnego pospacerowaliśmy też trochę po pięknym bulwarze (jakieś 6 równoległych nitek) i skierowaliśmy się na miejsce zbiórki. Po drodze jeszcze natknęliśmy się na ciekawą, nowoczesną, ruchomą rzeźbę "Ali i Nino", inspirowaną powieścią o miłości Azera i Gruzinki, osób o różnych wyznaniach. Postacie są wykonane ażurowo, z poziomych płytek i okresowo zbliżają się do siebie, potem się przenikają, po czym znów się oddalają.

W czasie całej wycieczki naszym przewodnikiem był Vako, młody Gruzin, który studiował w Kutaisi oraz u nas, dobrze znający język polski.

Spróbujmy teraz krótko podsumować wycieczkę (kolejne dni):
1. Przylot, zwiedzanie Kutaisi i okolic (jaskinia, klasztory).
2. Na wschód- do Tbilisi, zwiedzanie miasta.
3. Na północ, drogą wojenną. Kazbegi i cerkiew w górach; twierdza i inne w drodze powrotnej.
4. Na wschód - do Katechii; klasztor, miasto miłości, degustacja wina, wieczorne Tbilisi.
5. Na północ: katedra w Mcchecie; na zachód: skalne miasto, muzeum Stalina (Gori), na południe: Vardżia.
6. Drugie skalne miasto, na północ- do Bordżomi, na zachód- do Kutaisi.
7. Na zachód, potem na południe: Batumi, powrót do Kutaisi.
8. Wyjazd na lotnisko, powrót do kraju.

Doszliśmy do spisu treści, zatem... da capo al fine.

Janusz Mirek

 

Powrót do Wydarzenia 2018 II półrocze