Dzień czwarty 28.08.2018
Następnego wyjechaliśmy na wschód, w kierunku Kachetii, najważniejszej prowincji gruzińskiej. Pierwszy przystanek był jednak jeszcze w mieście. Jechaliśmy ulicą Lecha Kaczyńskiego i zatrzymaliśmy się przy pomniku Lecha Kaczyńskiego stojącym nieopodal na skwerze. Przedstawia on głowę prezydenta na niskiej kolumnie.
W miarę zbliżania się do Kachetii krajobraz zmienia się na bardziej nizinny, przy drodze pojawia się coraz więcej drzew. Klimat jest tam podobno cieplejszy niż w stolicy. Gruzja nie jest krajem jednolitym narodowościowo i - jak się wydaje - mieszkańcy bardziej utożsamiają się z małymi ojczyznami niż z państwem. Występują waśnie narodowościowe o różnym nasileniu. Rozpowszechniony jest język rosyjski, jako uniwersalny w tym rejonie. Sam zaś gruziński zalicza się do izolowanych, nie należy do żadnej grupy językowej. Litery przypominają arabskie, a słów nie udaje się przetłumaczyć na zasadzie analogi ze słowami z innych języków.
Przebywszy ok. 110 km, zatrzymaliśmy się przy klasztorze żeńskim Bodbe (obecnie 30 mniszek), znanym miejscu pielgrzymkowym. Główną budowlą jest tu kościół św. Jerzego, choć stojąca obok dzwonnica jest od niego wyraźnie wyższa. Nieco dalej jest budowany od podstaw kościół św. Nino, z odtworzeniem dawnego stylu. Budynek już stoi, trwa wykańczanie wnętrza. Jest tam też taras z widokami na okolice leżące niżej. Wewnątrz obecnego kościoła znajduje się grób św. Nino, co zapewne przesądza o znaczeniu tego miejsca. Całe ściany pokryte są stykającymi się obrazami naściennymi. Zespół klasztorny leży prawie w mieście Sighnaghi, do którego zjechaliśmy w ciągu kilku minut. Marketingowo nazywane jest ono miastem miłości, choć na ten tytuł będzie sobie chyba dopiero musiało jakoś zapracować. Pierwszy krok został już zrobiony, jest to udzielanie ślubów przez 24h. Jednakowoż warto zauważyć, że miłość to niekoniecznie ślub, a ślub to niekoniecznie miłość. Leży na nieco mniejszym niż klasztor wzgórzu i jest raczej podłużne. Przeszedłszy przez ulice i park, znaleźliśmy się w punkcie widokowym, z którego mogliśmy zobaczyć szeroką dolinę, ale także mur obronny wokół miasta (cały ma 2,5 km), z wieżami sygnalizacyjnymi, dość podobny do muru chińskiego.
Kachetia to także kraina wina, więc należało przyjrzeć się i tym sprawom. Jakieś 15 km dalej leży winiarskie zagłębie, miejscowość Velistsikhe [weliscyche]. Mieliśmy tam zamówiony w jednym z gospodarstw obiad wraz z degustacją wina i czaczy (winiak). Można było też zobaczyć pewne fragmenty procesu produkcji wina, przede wszystkim wymurowane w ziemi kadzie fermentacyjne. Co ciekawe, gotowy napój wybiera się z nich czerpakami. Po wyjściu stamtąd powróciliśmy do hotelu w Tbilisi.
A po kolacji nasz pilot (Andrzej Jagiełło) zaprosił wszystkich chętnych na wieczorny spacer po mieście. Do centrum było ok. 6 km, pojechaliśmy więc taksówkami. Na zamówionych kilka, przyjechała tylko jedna, co było okazją do przekonania się jak łatwo jest w Tbilisi złapać taksówkę. Z bocznej ulicy przy hotelu wyszliśmy na skrzyżowanie z większą ulicą i nie rzadziej niż co minutę można było wsiadać do kolejnej. Jest ich w mieście dużo, są zasilane gazem, więc koszt paliwa jest niewielki.
Z gazem jest w ogóle ciekawa układanka. Skonfliktowana z Rosją Gruzja bierze go z Azerbejdżanu, zaś skłócona z Azerbejdżanem sąsiadka - Armenia bierze z Rosji, za to przez terytorium Gruzji.
Wysiedliśmy przy olbrzymim rowerze i skierowaliśmy się na główną, reprezentacyjną ulicę, noszącą imię Szoty Rustawelego. Był to czołowy gruziński poeta, żyjący na przełomie XII i XIII wieku, w czasach świetności państwa. Był także wysokim urzędnikiem na dworze królowej Tamary, a ponadto nieszczęśliwie się w niej zakochał. Najbardziej znany jego poemat, "Rycerz w tygrysiej skórze", jest obowiązkową lekturą szkolną. Postawiono też, przy nadrzecznym bulwarze, ładny pomnik o tej samej nazwie. Pomniki samego Szoty widać także w innych miejscowościach.
Wróćmy jednak do ulicy. Jednym z licznych budynków jest tam imponujący, monumentalny gmach parlamentu, który obecnie stoi pusty, gdyż w ramach integracji poszczególnych prowincji Saakaszwili przeniósł parlament do Kutaisi. (W Tbilisi znajduje się siedziba prezydenta, zaś w Batumi - sądu konstytucyjnego). Z ulicy tej weszliśmy na rynek, a następnie zapuściliśmy się w boczne, zdecydowanie mniej reprezentacyjne uliczki, po czym wyszliśmy w rejonie Mostu Pokoju, gdzie znajdują się ładnie odrestaurowane dawne budynki. Mieliśmy też okazję zobaczyć pokaz podświetlonych fontann.