Wycieczka do Gruzji 2018 (25.08.2018 - 01.09.2018)

Dzień pierwszy 25.08.2018

Za górami, za morzami, wciśnięty między dwa pasma górskie, leży starożytny kraj, Sakartwelo - znany u nas jako Gruzja. Dla ludów anglojęzycznych jest to Georgia. Dostaliśmy się tam samolotem, korzystając z fioletowej węgierskiej linii WizzAir. Kraj mierzy ok. 750 km na osi w-z i ok. 450 na osi pn-pd.
Po wylądowaniu w Kutaisi [kutajzi], drugim co do wielkości gruzińskim mieście, skierowaliśmy się wynajętym autokarem w kierunku północnym, (ok. 20 km), aby zwiedzić Jaskinię Prometeusza.
Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć z okien autobusu różne obrazki z tamtejszego życia, na przykład instalacje gazowe prowadzone na zewnątrz. Gaz do domów płynie rurami 2-3 m nad ziemią. Widzieliśmy też cmentarz, na którym uwagę zwraca ogrodzenie każdego grobu. W ogóle ceremonie pogrzebowe są bardzo rozbudowane, z wieloletnim harmonogramem, ale oczywiście nie miejsce tu na szczegóły. Przejeżdżaliśmy przez dawny kurort Tskaltubo, obecnie podupadły. W czasach radzieckich Gruzinom żyło się bardzo dobrze, co do dziś wspominają z nostalgią. Rozpad ZSRR nazywa się u nich "razwałem" i jest ważną cezurą. Po nim nastąpił krach gospodarczy, do czego jeszcze wrócimy.
Udostępniona do zwiedzania w 2010 r. jaskinia ma długość 1400 m i znaczną wysokość. Chodnik miejscami rozszerza się tworząc sale (7 z 16 jest udostępnionych dla zwiedzających). Jedna z nich to sala miłości, wykorzystywana w ceremoniach ślubnych. Wyrzeźbiona w beżowym wapieniu jaskinia posiada liczne stalagmity i stalaktyty, od małych do wielkich. Wszystko jest podświetlone różnymi kolorami; jest co podziwiać.
Po tych wrażeniach wróciliśmy do Kutaisi, gdzie wymieniliśmy pieniądze i ze świeżym zapasem gotówki odwiedziliśmy miejscowy bazar. Jest on duży, przykryty dachem i oferuje różne towary, z przewagą żywności. Gruzińskie lari traciło na wartości wobec euro na naszych oczach. W stosunku do złotówki kurs wynosił około 1,5 zł za 1 lari (wymiana złoty-lari nie jest możliwa).
Przeszliśmy też ulicami miasta i przez park. Kutaisi leży w środkowozachodniej Gruzji, na wzgórzach (wysokość w centrum ok. 150 m n.p.m.), nad rzeką Rioni i liczy 450 000 mieszkańców. Centrum jest zadbane, lecz nieco dalej zabudowa przypomina wioskę. Z hotelu mieliśmy blisko do położonej dość wysoko katedry Bagrati, zbudowanej w 1003 roku. Leżąc nieco na uboczu i na wzgórzu, nie została dotknięta przez najazdy, ale zniszczyło ją trzęsienie ziemi. Obecnie jest zrekonstruowana, lecz z powodu potężnej metalowej przypory straciła status zabytku UNESCO.
Styl architektoniczny gruzińskich kościołów (kopułowo-krzyżowy) jest specyficzny i nie ewoluował tak jak te w Europie. Niezależnie od czasu budowy wyglądają bardzo podobnie, przypominając nieco styl romański oraz budowle arabskie. Mury są grube, budowle przysadziste, okna wąskie i długie, zakończone łagodnymi łukami. Nad wejściami znajdują się duże łuki (archiwolty), a nad nimi trójkątne zadaszenia (tympanony lub tylko trójkąty dachu). Plan całego obiektu to krzyż łaciński (czyli "nasz"), z umieszczoną na jego środku niezbyt wysoką, masywną kopułą.
Są nawy boczne, niższe od nawy głównej, przykryte dachami o małym nachyleniu. Nieraz dobudowane są inne pomieszczenia, w sposób podobny jak nawy boczne. Wejście prowadzi też niekiedy przez osobny, zadaszony korytarz. Często spotyka się wolnostojące dzwonnice. Wnętrza są zwykle małe i skromne, zdobione głównie freskami. Ikonostasy są zamknięte.
Omawiana katedra jest stosunkowo duża i bogata w nawy, ma też dodatkową wieżę. Jest obszerna także wewnątrz, zdobienia są  jednak skromne, głównie freski. Zwiedzaliśmy ją wieczorem, a wcześniej pojechaliśmy w okolice miasta, nieco na północny wschód, gdzie na przeciwległych wzgórzach znajdują się dwa klasztory (inaczej monastery albo monastyry; są to kalki z rosyjskiego). W ogóle w planie naszej wycieczki było dużo obiektów sakralnych. Być może takie właśnie najlepiej przetrwały liczne zawieruchy wojenne. W czasie przejazdów widzieliśmy też szereg twierdz na wzgórzach, ale wydają się one jeszcze nie zrekonstruowane. Trzeba dodać, że na terenie obecnej Gruzji już ok. 500 lat p.n.e. istniały dwa państwa: Kolchida (zachód) i Iberia (wschód). Historia tego regionu jest bardziej skomplikowana, o czym można poczytać w stosownych źródłach. Zjednoczenie i powstanie Gruzji dokonało się w roku 1010. Iberia, jako jedna z pierwszych państw, około roku 330 przyjęła chrześcijaństwo.
Wiąże się to ze św. Nino, najważniejszą tam postacią religijną. Dominującym wyznaniem jest obecnie prawosławie, a Kościół jest całkowicie niezależny, ma swojego patriarchę.
Pierwszy z rzeczonych klasztorów (a właściwie cały kompleks), Gelati, z roku 1106, ufundowany został przez króla Dawida IV Budowniczego. Obok głównej świątyni znajduje się tam duża dzwonnica, z małą kapliczką na górze i podcieniami dla zadumy na dole. Nieopodal znajdujemy źródełko, zapewne o uzdrawiającej mocy. Z tego miejsca przechodzi się paręnaście kroków do budynku akademii (byłej), gdzie prowadzono zajęcia dydaktyczne i rozwijano różne rodzaje nauk. Obecnie dominuje tam jedna wielka sala. Blisko głównej świątyni znajduje się mniejsza jej kopia, a trochę dalej południowa brama, będąca też miejscem spoczynku wymienionego króla. Blisko niej stoi krzyż św. Nino, charakteryzujący się nachyleniem poziomych ramion ku dołowi. Takie krzyże, rożnej wielkości, można kupić praktycznie na każdym gruzińskim stoisku. Do kompleksu wchodzi się jeszcze inną bramą. Samo wnętrze głównej świątyni jest stosunkowo małe i zawiera niewiele ozdób. Są to głównie freski, którymi pokryto całe ściany.
    Drugi z klasztornych kompleksów, XI-wieczna Motsameta [mocameta], męski, jest  mniejszy i bardziej zwarty. Wchodzi się do niego niepozorną bramą, a następnie przez malowniczy, kryty, ażurowy most, prowadzący na dziedziniec i do świątyni. Wnętrze jest odnowione, a ozdoby to głównie freski, z których część jest usadowiona w ozdobnych niszach.
Po powrocie do hotelu mieliśmy kolację, która ze względu na ilość i różnorodność potraw oraz dodatkowe atrakcje należałoby nazwać biesiadą. Również i następne dni pokazały, że Gruzini preferują obfitą kolację i skromne śniadanie, czyli odwrotnie do współczesnych zaleceń dietetycznych. Menu nie jest też wcześniej znane, a potrawy podawane po kolei, co utrudnia konsumentowi przewidzenie własnych możliwości. Oprócz ich regionalnych potraw, które mogą smakować lub nie, część jest podobna do naszych. Mieliśmy też okazję poznać tradycję toastów, tym razem z zastosowaniem rogu jako naczynia do picia wina. Rogi takie, różnej wielkości, gliniane lub imitujące naturalne, można kupić na bazarach i w sklepach.