Na końcu świata europejskiego
Dzień 1 (23.09.2024)
Portugalia to najbardziej wysunięty na zachód, ponad 3 razy powierzchniowo i ludnościowo mniejszy od Polski kraj europejski. Państwo portugalskie istnieje od roku 1139. Większa, wschodnia część jest górzysta, zachodni zaś pas nadmorski jest pofałdowany. W tej części, wbrew pozorom, nie jest gorąco, temperatury są tylko trochę wyższe od naszych, oczywiście z wyjątkiem głębokiego południa kraju.
Nasza podróż zaczęła się od komplikacji na lotnisku. Samolot podobno zatankował za dużo i był za ciężki na start. Próbowano rozwiązać problem poprzez różne pomysły, co skończyło się wyładunkiem bagaży i stratą około 3 godzin. Być może problemy były też związane z dziwną strategią marketingową Ryanaira, polegającą na sprzedaży ilości biletów przewyższającej ilość miejsc w samolocie.
W sumie na lotnisko w Porto dotarliśmy z dużym opóźnieniem i program tego dnia nie mógł już być zrealizowany, a bagaże dotarły po dobie.
Odległość z Porto do leżącej na południe Fatimy, pierwszego naszego celu, jest dość duża i dotarliśmy tam po ok. dwóch godzinach jazdy autobusem. Zostało tylko zjeść kolację i przenocować.
Fatima jest niewielkim miasteczkiem, kropką na mapie, a jej sława łączy się za znanymi objawienia maryjnymi z 1917 roku. Zabudowę ma współczesną, nie ma tam starych budynków. Szczyci się też dużą ilością hoteli i położeniem dogodnym dla turystów, dobrym punktem wypadowym do różnych ciekawych miejsc kraju. Leży w pasie nadmorskim, ok. 60 km od oceanu.
Dość ciekawa jest etymologia jej nazwy, takiej samej jak imię córki Mahometa, co nie jest przypadkiem i wiąże się z pewną historią miłosną z czasów obecności muzułmanów na Półwyspie Iberyjskim.
Dzień 2 (24.09.2024)
Następny dzień, wtorek, zaczynamy od wyjazdu do niedalekiego Alcobaca [alkobasa], ponad 40 km na zachód od Fatimy. Mieliśmy do dyspozycji wynajęty autokar i lokalnych przewodników, a właściwie przewodniczki o polskim rodowodzie. Trzeba przyznać, że portugalskie drogi są dobre, a ich sieć przemyślnie rozplanowana. Wszędzie można dotrzeć drogami szybkiego ruchu czy autostradami, bez długich odcinków dojazdowych do nich. Wszystkie te drogi są płatne, ale bez punktów poboru opłat. Pomimo że nawet autostrady mają zwykle tylko po dwa pasy, jedzie się nimi szybko. Mijany krajobraz jest podobny do polskiego, przy czym prawie nie ma MOP, a i stacji paliw jest bardzo mało.
Po dotarciu do Alcobaca idziemy do opactwa cystersów (wpisanego na listę UNESCO).
Po chwili wyłania się jego długa bryła, z arkadami i wieżami (22 m wys., 106 m długości). Klasztor został założony w 153 roku przez pierwszego króla Portugalii, Alfonsa I Zdobywcę.
Wnętrza charakteryzują się licznymi krużgankami i korytarzami łączącym poszczególne części. Gotyckie sale są bardzo wysokie, ze sklepieniami krzyżowo-żebrowymi i kolumnami, prawie bez ozdób. W refektarzu spotykamy rzeźby znaczących duchownych, w tym jednego z papieży.
Są tam też bardzo wąskie drzwi służące do kontroli tuszy mnichów. Dalej jest kuchnia z gigantycznym wyciągiem (kominem) oraz z poborem wody z odnogi rzeki.
Kolejnym elementem zespołu jest olbrzymi kościół, tak przestronny, że można by jeździć po nim samochodem. Ciekawym elementem jest tu wewnętrzna, wygrodzona, ażurowa struktura przypominającą synagogalną bimę, bardzo wysoka, wsparta na filarach z ostrołukami. Jest to przypuszczalnie kaplica, jako że jest tam niepozorny ołtarz. Kolejnym elementem jest grób Ines de Castro, dwórki, której romans z królewskim synem Pedro zakończył się tragicznie.
Z kolei w sali królewskiej widzimy figury królów Portugalii, a na ścianach obrazy utworzone z niebieskich płytek ceramicznych. To ostatnie będzie się powtarzało w wielu innych miejscach kraju.
Kolejnym miejscem jest odległe o 13 km na północny zachód i leżące nad morzem Nazare. Nazwa miasteczka jest łączona z palestyńskim Nazaretem poprzez legendę.
Wyjechaliśmy na górną jego część, gdzie znajduje się niewielki rynek z kilkoma zabytkami: kioskiem muzycznym, kapliczką, krzyżem i kościołem.
Istotne jest, że leży on na bardzo wysokim klifie, z którego rozciąga się widok na Atlantyk, plażę i dolną część miasta. Kobiety w strojach regionalnych (7 spódnic) sprzedają prażone orzechy, daktyle i inne specjały. Zjeżdżamy do dolnej części miasteczka, gdzie widzimy ten sam klif od dołu i robimy zdjęcia przy zabytkowych łódkach na plaży. Sama plaża o tej porze roku już pusta. Równoległe do brzegu przebiega typowy nadmorski deptak ze sklepami i gastronomią.
Potem jedziemy do niedalekiego Obidos [obidosz], miasteczka o średniowiecznym układzie urbanistycznym. Idziemy stromą ulicą, obserwując leżącą niżej cześć miasta. Zatrzymujemy się przy sklepie i dokonujemy zaplanowanej degustacji likieru wiśniowego podawanego w małych kubeczkach wykonanych z czekolady, czyli jadalnych. Nabrawszy sił, wspinamy się dalej. Mijamy kościoły i plac św. Marii. Ostatecznie dochodzimy do zamku. Jest tam też wiele innych dróg idących zboczem. Schodząc, wstępujemy do kościoła św. Jakuba i odkrywamy, że jest tam obecnie księgarnia.
Po zejściu wracamy do Fatimy i nadrabiamy zaległości — zwiedzamy sanktuarium. Leży ono tak blisko naszego hotelu, że w każdej wolnej chwili można tam było się przespacerować, głównym deptakiem, na którym pełno jest sklepów z dewocjonaliami (choć nie jest to jedyny ich asortyment).
Omówimy sprawę kompleksowo, niekoniecznie według chronologii zwiedzania.
Łąka, na której miały nastąpić objawienia, została współcześnie przemieniona w wybetonowany, pochyły plac. W zasadzie jego centrum stanowi Kaplica Objawień, niezbyt duży budynek z jednospadowym dachem i szklanymi ścianami. Oprócz ławek i mównicy mieści ścisłe centrum w postaci małego domku, pierwotnej kapliczki.
Obok kaplicy znajduje się "dygestorium", gdzie odbywają się obrzędy - jak zauważają niektórzy - o proweniencji pogańskiej. Palą się tam liczne świece, co nie jest niezwykłe, ale obok znajdują się komory, w które wierni składają woskowe modele szwankujących u nich części ciała. Modele te są potem roztapiane.
Nad tym małym zespołem góruje olbrzymia Bazylika Matki Bożej Różańcowej z 1928 r. Widzimy łukową kolumnadę i wieżę. Wchodzimy po schodach. Wewnątrz odbywa się nabożeństwo, ale można było przystanąć z tyłu i oglądać świątynię. Nie wyróżnia się ona szczególnie. Jest kolebkowe sklepienie, nawy boczne i empory.
Ze wspomnianych schodów rozciąga się rozległy widok na cały plac i kolejną świątynię na drugim jego krańcu.
Jest to wybudowany niedawno (2004-2007) obszerny Kościół Trójcy Przenajświętszej. Z zewnątrz nie przypomina w niczym kościoła, a bardziej bunkier. Wnętrze zaś jest olbrzymie i imponujące. Mieści 8,5 tys. ludzi. W gruncie rzeczy jest to przestronny amfiteatr.
Blisko tej świątyni stoi duży krzyż o ciekawej konstrukcji, za którą należałoby pochwalić projektanta. Typowa postać Jezusa jest zastąpiona sugestią, zespawaną z odcinków stalowych, prostopadłościennych rur. Z większej odległości widzimy jednak typową, znaną sylwetkę na krzyżu.
Każdego dnia późnym wieczorem (godz. 21.30) na omawianym terenie odbywa się godzinne nabożeństwo "różańcowe" z procesją. Może w nim wziąć udział każdy. Spora część z nas skorzystała z tej możliwości.
Na placu wytyczono ponad 180-metrowy odcinek, który niektórzy wierni przechodzą na kolanach. Najbardziej zaangażowani wierni i duchowieństwo gromadzą się w Kaplicy Objawień, a pozostali na zewnątrz. Z reguły są wyposażeni w zapalone świece. . Prowadzący kapłan rozpoczyna modlitwę. Po pewnym czasie włączają się też inni i wygłaszają modlitwy w językach narodowych. Jest to ta sama modlitwa do Matki Bożej, powtarzana kilka razy. Na koniec formuje się procesja, z dużym krzyżem świetlnym i posągiem Matki Bożej, która wychodzi z kaplicy. Zatacza krąg po placu i wraca do punktu wyjścia. Opis ten opiera się na obserwacji jednego dnia i nie można dać gwarancji powtarzalności w dłuższym okresie.
Powrót do Wydarzenia 2024
Dzień 3 (25.09.2024)
Kolejnego dnia (w środę) jedziemy (85 km na północ) do Coimbry [kłimbry], sporego miasta, pierwszej stolicy królestwa Portugalii. Po drodze obserwujemy otoczenie, na tyle podobne do naszego, że można by się pomylić. Jedynym wyjątkiem są widoczne czasami drzewa eukaliptusowe (które tam sprowadzono) oraz dęby korkowe nie rzucające się w oczy.
Po dojeździe do miasta idziemy trochę w górę, w kierunku uniwersytetu, istniejącego od roku 1537 (od 1290 r. mieścił się on w Lizbonie) i działającego do dziś. Zaraz na początku spotykamy pomnik króla Dionizego, założyciela uczelni. Idziemy koło budynków w stylu secesyjnym ì po chwili znajdujemy się na dużym dziedzińcu, zabudowanym z trzech stron, z pomnikiem króla Jana III. Nie zwiedzamy wnętrz i schodzimy po stromych schodach, koło Starej Katedry, zmierzając do zapoznania się z innym aspektem życia akademickiego, z muzyką Fado.
Powstała ona w środowisku studenckim w XIX w. i wyrażała tęsknoty młodych ludzi, szczególnie miłosne. Stąd jej sentymentalizm. Zwykle są to utwory wokalno-instrumentalne, na dwie gitary. Mieliśmy okazję posłuchać kilku na specjalnym koncercie na żywo. Schodzimy dalej w dół miasta i spotykamy pomnik gitary w kształcie kobiecych bioder. Potem, dla równowagi, odwiedzamy kościół klasztorny Santa Cruz, czyli św. Krzyża, który ma organy zamontowane na ścianie bocznej.
Kolejna odwiedzona miejscowość to Tamar, 80 km na południe. Główną atrakcją jest tu zespół klasztorny Convento de Cristo, a właściwie zamek, wybudowany około roku 1120 przez templariuszy, a potem rozbudowywany i przebudowywany. Po kasacji zakonu templariusze, chronieni przez króla, założyli nowy zakon i nadal korzystali z budowli.
Jej plan jest podobny jak w Alcobaca - dziedzińce, krużganki i korytarze łączące poszczególne części, lecz jest tu o wiele więcej zdobień, w tym wywodzących się ze sztuki arabskiej, misternych i abstrakcyjnych. Są też motywy naśladujące liny okrętowe. Mieliśmy okazję zasiąść na ławach przy wielkich podłużnych stołach w refektarzu (czyli jadalni). Przeszliśmy też przez olbrzymią sypialnię - korytarz z celami po obu stronach.
Wracamy na ostatni nocleg w Fatimie, a w czwartkowy poranek jedziemy 140 km na południe.
Powrót do Wydarzenia 2024
Dzień 4 (26.09.2024)
Zatrzymujemy się w Mafrze, aby zwiedzić pałac królewski, który jednak nigdy nie był zamieszkiwany przez króla. Jest to barokowa budowla z XVIII w. W jej sylwetce wyróżniają się dwie przysadziste, niskie wieże na obu końcach. W środkowej zaś części widzimy inne dwie wysokie wieże kościoła wbudowanego w pałac. We wszystkich pałacach mamy typowy układ korytarzowo-komnatowy i pomieszczenia o podobnych funkcjach, nie na więc sensu szczegółowo to omawiać.
Na pewno warto zwrócić uwagę na olbrzymią bibliotekę, zawierającą ponad 30 tys. książek. Oprócz typowych dla tamtych czasów dzieł religijnych są tam podobno także inne, nawet z zakresu nauk ścisłych, a także nuty.
Ten dzień jest typowo pałacowy. Jedziemy 22 km na południe, do Sintry, a głównym celem jest letni pałac królewski, Pałac Narodowy. Jego początki sięgają czasów arabskich, ale dzisiejszy kształt pochodzi z XIV-XVI wieku. Charakterystyczne są dwie białe, stożkowe wieże, w rzeczywistości kominy.
Typowe dla tego pałacu są liczne sklepienia zwierciadlane (nazwa dość niefortunna, bardziej intuicyjnie byłoby: trapezowe), z małymi lub większymi malowidłami czy szlaczkami albo ozdobnymi żebrami, na plafonie utworzonym przez płaską część "zwierciadła", czyli na suficie. Z mniejszych- mamy na przykład cały sufit łabędzi, każdy w innej pozie. W jakimś momencie dochodzimy do kuchni i oglądamy wspomniane kominy (wentylacyjne) od dołu.
Samo miasteczko ma starą zabudowę oraz wąskie i strome uliczki. W czasie wolnym odbyła się (dla chętnych) mała wycieczka do dwóch położonych na okolicznych wzgórzach willi. Jedna jest faktycznie willą, choć akurat zamkniętą, ale druga to mały pałacyk (kolejny tego dnia).
Opuszczamy Sintrę i jedziemy ok. 30 km na południowy wschód, do Lizbony, gdzie nocujemy.
Po kolacji spora grupa wybrała się na spacer po Lizbonie.
Powrót do Wydarzenia 2024
Dzień 5 (27.09.2024)
O piątkowym poranku wyruszamy do centrum.
Lizbona leży przy ujściu rzeki Tag do Atlantyku. W granicach administracyjnych liczy ok. 500 tys. mieszkańców, ale cała aglomeracja - prawie 3 mln. Pomimo takiego położenia mało jest tam terenów płaskich; miasto leży na niewielkich wzgórzach.
Spacerując po niej, idziemy na przemian w górę i w dół. Nieraz zejścia są tak strome, że zainstalowano schody, a nawet windy (na terenie otwartym), zaś tramwaj gdzieniegdzie jedzie pod górę.
Wysoko, nad centrum, góruje zamek św. Jerzego. Idziemy ulicami, często obserwując dachy domów leżących poniżej. Dochodzimy do platformy jednej z wind, która jest też dobrym punktem obserwacyjnym. Schodzimy niżej, spotykamy zabytkowe tramwaje. Ostatecznie dochodzimy do głównego deptaka, ulicy Rua Augusta (ta akurat przebiega poziomo), na której końcu widać łuk triumfalny, otwierający wejście na duży plac Praca Comercio, z pomnikiem Józefa I pośrodku. Plac otaczają żółte budynki z arkadami. Dalej prosto już nie pójdziemy, gdyż jest tam nabrzeże Tagu, a właściwie zalewu tworzonego przez tę rzekę. Na prawo widać most 25 Kwietnia, poprowadzony przez zalew.
Wychodzimy z placu w drugą stronę, idziemy trochę wzdłuż nabrzeża, potem w górę i dochodzimy do kościoła św. Antoniego. Jego znaczenie dotyczy głównie sfery religijnej, architektonicznie jest przeciętny. W podziemiu znajduje się krypta św. Antoniego, upamiętniająca miejsce jego narodzin.
Potem kierujemy się do pobliskiej, romańskiej katedry. Jest ona wysoka i okazała, ma dwie kwadratowe wieże i głęboki portal wejściowy. Wewnątrz jest przestronna i słabo zdobiona. Widzimy typowe dla tego stylu sklepienia kolebkowe.
Znów idziemy w górę i dochodzimy do pomnika św. Wincentego, patrona miasta. Roztacza się stamtąd ciekawy widok na niżej leżące budynki i na zalew. Schodzimy znów, długimi schodami, do głównego deptaka. Po dłuższej przerwie jedziemy kilka kilometrów do dzielnicy Belem, leżącej przy ujściu Tagu do oceanu.
Dochodzimy do kamiennej, masywnej, kwadratowej wieży Belem, zbudowanej niegdyś na środku rzeki, a dziś stojącej wodzie, tuż przed jej brzegiem.
Cofamy się nieco, aby obejrzeć Pomnik Zdobywców, z dalsza sprawiający wrażenie ściany, lecz z bliska ujawniający przemyślny projekt. U jego dołu widzimy jakby procesję ważnych w kontekście podbojów, postaci historycznych. Z boku łuki wyodrębniają miecz (a może krzyż) na prawie całą wysokość.
Na posadzce placu, przed pomnikiem, widzimy ceramiczną mapę świata z zaznaczonymi miejscami ekspansji portugalskich żeglarzy. Trzeba przyznać, że jej zakres był szeroki.
Potem pokonujemy podziemne przejście, wycofując się w kierunku klasztoru Hieronimitów, którego długa fasada była widoczna już z daleka. Pochodzi on z XVI w., zbudowany został w stylu manuelińskim, uważanym za połączenie gotyku i renesansu. Skoro jednak style te następowały bezpośrednio po sobie, raczej trzeba by to uznać za okres przejściowy między nimi. Ważniejsze jednak wydają się widoczne z zewnątrz wpływy stylów arabskich, szczególnie duża ilość małych rzeźbień.
Wewnątrz — zbudowany na planie krzyża kościół (bo tylko jego się zwiedza) zadziwia szczególnie wielką wysokością. Gwiaździste sklepienia opierają się na grubych, bogato zdobionych (też na wzór arabski) kolumnach, przy czym środkowe kolumny są wyraźnie grubsze od tych krańcowych.
Zaawansowane zdobienia, szczególnie bocznych kaplic wskazują tam na styl barokowy. Tylna część świątyni jest w trakcie remontu, ale plansza wskazuje na umiejscowiony tam grób Vasco da Gamy.
Dzień kończymy planowaną degustacją ciastka Pasteis de Belem, co odbywa się w pobliskim parku. Jest to kubeczek z ciasta wypełniony kremem lub budyniem, bardzo smaczny. Podobne były serwowane w hotelach.
Warto może przy tej okazji wspomnieć o zwyczajach żywieniowych, przynajmniej na podstawie naszych hoteli. Śniadania są raczej preferowane na słodko (w tym także jogurty); mamy duży wybór różnych ciasteczek. Wędlin jest mało i nie są one wysokiego lotu.
Na obiad jest zupa (często jako krem), drugie danie jest mięsne czy rybne, z ziemniakami lub ryżem, nieraz w postaci potrawki. Są surowe i gotowane jarzyny oraz owoce, zwykle też wino gratis.
Powrót do Wydarzenia 2024
Dzień 6 (28.09.2024)
Rano wyjeżdżamy z Lizbony i kierujemy się do Bragi (ponad 360 km na północ).
Przed samym miastem wjeżdżamy na wzgórze, na którym mieści się liczące ponad 600 lat sanktuarium Bom Jesus do Monte. Wchodzimy na chwilę do barokowej bazyliki z przełomu XVIII i XIX w., która jednak szczególnie się nie wyróżnia. Natomiast główną atrakcję stanowią plenerowe, barwne schody z półpiętrami (małymi tarasami), ułożone kaskadowo. Były one w przeszłości budowane stopniowo, stąd różne nazwy poszczególnych odcinków, np. Schody Pięciu Zmysłów, opisane odnośnymi rzeźbami, symbolami zmysłów.
Między bazyliką a schodami odbywała się akurat impreza strażacka, ze święceniem kasków włącznie. (Nie należy z tego wyciągać wniosków co do religijności Portugalczyków. Podobne uroczystości znamy z naszego kraju, a religijność w Portugalii wygląda podobnie jak w Polsce). Impreza trochę skomplikowała i zmieniła nam program, ale schody udało się zwiedzić.
Tak więc schodzimy lewymi lub prawymi schodami (są rozwidlone) na pierwszy taras i oglądamy wodną misę z krzyżem, symbolizującym wiarę (z triady: wiara, nadzieja, miłość). Kolejne tarasy są tak samo zbudowane, tylko że reprezentują inne cechy. W każdej rzeźbie w jakiś sposób przelewa się woda. Po zejściu na dół widzimy całą kaskadę schodów.
Z sanktuarium zjeżdżamy do miasta. Braga przez długi czas była rządzona przez biskupów i do dziś jest centrum katolicyzmu.
Zwiedzanie zaczynamy od Łuku Bramy Nowej, który łączy budynki po obu stronach ulicy. Idziemy lekko pod górę i dochodzimy do katedry z dwiema krótkimi, kwadratowym wieżami (lub: z dwiema wieżami połączonymi ścianą), z XI w. Została ona założona przez rodziców pierwszego króla. Na jej tyłach znajduje się drugi, odrębny kościół i podwórze.
Nieco wyżej spotykamy niski park, a przy nim łuki pozostałe po pałacu biskupim oraz budynek stylizowany na dawny. Dalej mijamy arkady handlowe i wychodzimy na niezabudowany Plac Republiki, czyli rynek. Potem zwiedzamy miasto samodzielnie.
Kolejnym naszym celem jest odległe o 16 km na południowy wschód miasteczko Guimaraes [gimaraisz], gdzie też zaplanowane są dwa ostatnie nasze noclegi. Najważniejszym tu zabytkiem jest romański zamek z X w., z początków państwowości. Został on odrestaurowany, ale zwiedzanie ogranicza się podobno do przejścia po murach. Jego bryła jest duża i masywna, z kwadratowym wieżami i blankowaniem (zębami) na murach.
Przechodzimy potem trochę w dół, koło mało znaczących obiektów, jak np. kaplica św. Mikołaja. Ostatecznie wychodzimy na także pochyły plac Praca de Sao Tiaro (św. Jakuba), na którym widać głównie stoliki kawiarniane, ale są też stare domy, niektóre nawet podobno ze średniowiecza. Przez mały budynek z łukami- arkadami, będący niegdyś ratuszem, dochodzimy na kolejny plac, o nazwie Largo da Oliveira. Stoi tam kościół Matki Boskiej Oliwnej oraz kamienna, ażurowa, niska, wieżyczka/kapliczka, z ostrołukami i krzyżem pośrodku.
Potem, idąc dalej w dół, a potem w górę przez szpaler drzew, zmierzamy do hotelu.
Powrót do Wydarzenia 2024
Dzień 7 (29.09.2024)
Ostatniego dnia zwiedzania jedziemy do niedalekiego (Ok. 50 km na południowy zachód) Porto. To, drugie co do wielkości miasto (1,7 mln) i stolica regionu północnego, leży oczywiście na wzgórzach (jako że o tereny płaskie na naszej trasie trudno). Właściwie to przyjeżdżamy do graniczącej z nim miejscowości Vila Nova de Gaia, zaś właściwe Porto zaczyna się za mostem Ludwika I (nad rzeką Douro), na który za chwilę wejdziemy. Tymczasem oglądamy panoramę, domy Porto za rzeką, leżące na wzgórzu.
Most jest żelazny, dwupoziomowy i długi. Jedzie przez niego jakby tramwaj, ale okazuje się, że to jednak metro, które wyłoniło się na powierzchnię. Przechodzimy go. Zachodzimy obok mało znaczącej katedry z XII w., którą oglądamy z zewnątrz. Jest tam też biały pałac biskupi. Następnie idziemy na dworzec kolejowy, który powstał w miejscu skasowanego w końcu XVIII w. zakonu. Pozostały tam obrazy mozaikowe z niebieskich płytek, jakie widzieliśmy już wcześniej.
Idziemy dalej i wchodzimy do Palacio da Bolsa, budynku giełdy, z przełomu XIX i XX w.
Wchodzimy po dwuskrzydłowych schodach i oglądamy kolejne sale. W praktyce można się tu poczuć rzeczywiście jak w pałacu, choć mają one też swoją specyfikę. Jest więc sala trybunału handlowego, prezydentów Towarzystwa Handlowego, elekcyjna i inne. We wszystkich salach spotykamy liczne zdobienia i obrazy. Największe wrażenie robi sala balowa. Wszystko tam jest misternie zdobione, z akcentami złotymi- ściany, filary, gzymsy.
Wychodzimy i idziemy do kościoła św. Franciszka, z XIV-XV w. Nie wolno tam robić zdjęć. Wnętrze charakteryzuje się bardzo bogatymi zdobieniami.
Schodzimy w dół ku rzece i idziemy nabrzeżem w kierunku znanego nam mostu. Tym razem pokonujemy go dolnym poziomem, wracamy znów nabrzeżem, po czym korzystamy z przerwy.
Następnie wchodzimy na statek, aby odbyć rejs po rzece. Płyniemy pod prąd, obserwując kolejne mosty i nabrzeże, po czym zawracamy i kierujemy się ku ujściu rzeki do oceanu. Nie dopływamy do samego ujścia, choć niedaleko od niego, po czym zawracamy do przystani. Jak można się domyślić, rejs łodzią po rzece jest interesujący ze względu na zróżnicowane krajobrazy.
Kolejnym i zarazem ostatnim punktem programu była degustacja wina Porto w firmie Calem. Najpierw obejrzeliśmy prezentację dotyczącą technologii produkcji tego wina oraz jego rodzajów. Ogólnie są to wina słodkie, nawet te, które są nazywane wytrawnymi. Są mocne, ponad 19%, białe i czerwone. Poziom słodkości zależy od momentu, w którym fermentacja zostanie przerwana przez dodatek wysokoprocentowego alkoholu. Po prezentacji nastąpiła degustacja. Dostaliśmy po próbce białego i czerwonego. Trzeba przyznać, że ich jakość jest nieporównywalna (na plus) z typowymi winami sklepowymi, które zwykle nie mają żadnego bukietu zapachowego i smakowego. Raczej więc nie ulegliśmy pustemu marketingowi, kupując je.
Wróciliśmy do hotelu, gdzie spędziliśmy krótką noc - lot był nad ranem.
Tym razem nie było opóźnień, co nie znaczy, że nie było żadnych problemów. Kilka walizek zostało uszkodzonych, miały popękane rogi. Prakseologiczny morał z tego jest taki, że do samolotu lepsze są walizki tekstylne niż tworzywowe.
Drobne incydenty nie zmąciły jednak naszych pozytywnych wrażeń. Zobaczyliśmy dość mało znany kraj i wiemy już, że jest tam co zwiedzać.
Janusz Mirek
Powrót do Wydarzenia 2024